poniedziałek, 8 czerwca 2009

Co stres robi z ludźmi

No więc poszlam rano do promotora i on powiedzial, ze moja praca jest do niczego. Ze wydaje się, jakbym temat wymyslila dwa dni temu i ze to tylko "takie kolorowe obrazki z zycia pan i panów", ale ze mam przyjsć na dyżur na dluższe omówienie. Usiadlam zatem na seminarium, powstrzymując placz. W pewnym momencie weszla Pani Magda z Toku Studiów razem z Panią z Zielonego Kiosku (tą, która zawsze wygląda, jakby cos jej brzydko zapachnialo pod nosem). Mialy ze sobą Listę Osób, Które Zalegają. Okazalo sie, że ukradlam z kiosku dlugopis za 6,60 (rzeczywiscie - przypomnialam sobie - ukradlam!) i że jesli go nie oddam, to mogę pożegnać się z zaliczeniem, z absolutorium, z dyplomem. Nie moglam znaleźć tego dlugopisu, więc oddalam inny, licząc, że się nie zorientują. Potem sala seminaryjna zaczęla wyglądac trochę jak nasza bolońska kuchnia i weszli do niej: Christina Ricci w spioszkach, Ula i jakis mlody aktor, nie pamiętam kto - mógl to być Zac albo Robert, albo ktos z Gossip Girl. Na kuchennym stole zaczęlismy jakies rzeczy robić, których może nie będę szerzej opisywać, ale szybko zorientowalam się, że przecież muszę isc rozmawiac o pracy. No więc wyszlam na boloński balkon, a za mną wyszla Ula. Do pokoju promotora wchodzilo się przez okno - takie jak w naszej bolońskiej lazience. Ula zapytala jednak zdziwiona: dlaczego idziesz do chatki Gargamela? (no i to będzie inside joke między mną a Mariuszem, którzy wiemy, jak wygląda mój promotor).

A teraz dawać: na którym zdaniu zorientowaliscie się, że to sen? Na pierwszym, prawda?;)

1 komentarz:

  1. w zasadzie to jestem trochę obrażona, że Ula jeszcze nie skomentowała!

    OdpowiedzUsuń