poniedziałek, 18 maja 2009

(once and for all)

Dla wszystkich tych, którzy jeszcze nie slyszeli, czyli dla Blażeja, uwiecznię moją ulubioną historię, delikatnie opracowując ją literacko. Przed państwem:
"The hot dog quest"
A bylo to tak: festiwal w Swidnicy zakończyl się. Bankiet trwal gdzies do dziesiątej trzydziesci. A o dziesiątej trzydziesci niemal wszystko w Swidnicy jest juz zamknięte. Silna grupa pod wezwaniem, na którą skladal się kwiat mlodej polskiej krytyki filmowej ze, znanym z TVP Kultura, absolutnie zajebistym Michalem Chacinskim na czele, dziewczyna jednego z kwiatkow oraz ja, udala się na rynek, w poszukiwaniu dalszych emocji. Napilismy się piwa na rynku. Napilismy się drugiego piwa na rynku. Trzecie piwo zakupilismy i udalismy się do pokoju hotelowego, aby je opróżnic. Dyskutowalismy o kinie po stokroc, a po drodze jeszcze o literaturze, o muzyce i o profesji krytyka filmowego. Okolo pierwszej trzydziesci, Michal, lider naszej grupy, mianowany liderem ze względu na wiek, doswiadczenie i urok osobisty, powiedzial: "jesc!" Byl to okrzyk problematyczny. Przyzwyczajeni do kebabów na każdym rogu i o każdej porze Warszawiacy, Poznaniacy i Gdanszczanie nie zdają sobie bowiem sprawy z tego, jak wiele trudnosci przysporzyc moze zdobycie szamy o pierwszej trzydziesci w nocy, w prowincjonalnym miasteczku na Dolnym Sląsku (do jedynego czytelnika: z CALYM SZACUNKIEM dla prowincjonalnych miasteczek na Dolnym Sląsku i ich nocnej oferty gastronomicznej). Wyprawa, jaką odbylismy poprzedniej nocy nauczyla nas jednak, ze istnieje w Swidnicy miejsce, do którego udac mogą się wszyscy zglodniali i spragnieni: stacja benzynowa Shell. Ruszylismy więc.
Po piętnastu minutach drogi (i dyskusji o Krzysztofie Klopotowskim) dotarlismy na stację. Pierwszym, co rzucilo nam się w oczy, byl brak kielbasek na grillu od hot dogow. Drugim - absolutnie bezcenna mina pani, która je sprzedawala, na ktora wystarczalo rzucic okiem, by wiedziec: ta pani nie jest po twojej stronie. Michal, swiadomy swojego charme'u i rozochocony kilkoma piwami ruszyl do niej:
- Niepokoi nas brak kielbasek na tym grillu.
Martwa cisza. Reakcji brak.
- Czy moglaby nam pani jakies zrobic?
- Nie.
- Dlaczego nie?
- Bo grill jest brudny.
- Czy moglaby pani umyc grilla?
- Nie.
- Dlaczego nie?
- Bo mam inne rzeczy do roboty.
Nie wspomnialam: na stacji pusto. Nikogo. Zero. Null.
- To może polozy nam pani trzy kielbaski na tym grillu...
- Nie poloze, bo potem przyjda TACY JAK PAN i beda chcieli kielbaski, a ja bede musiala robic im hot dogi.
- (do nas) Wydaje mi sie, ze reprezentujemy z ta pania dwa odmienne paradygmaty myslenia. Czy ktos z was rozumie przedstawiona przez nia narracje? (do pani) Ale tu nikogo nie ma... moze jednak?
- No, moge panu dac SMIERDZACA KIELBASKE.
W miedzyczasie zza kulis wylonil sie pan. Taki mily pan, taki uroczy kark. Przysluchiwal sie przez chwile, az zapytal:
- Czy myje pan w domu naczynia?
Michal zostal rozbrojony. Nie mial juz argumentow, zapytal wiec cicho:
- A jest tu moze w poblizu jeszcze jakas stacja?
Niestety okazalo sie, ze jest. Nastepne 15 minut dalej. Pozbawieni asertywnosci pani od kielbasek, z przeciaglym "o kuuuurwaaaa" ruszylismy wiec dalej, nakarmic Michala.
Stacja byla zamknieta. Na drzwiach wisialo ogloszenie: "Stacja chwilowo nieczynna. Personel udziela szczegolowych informacji". Co prawda nieczynnosc stacji implikuje nieco utrudnione kontakty z personelem, zapukalismy jednak w okno, a stojaca za nim pani pokazala nam trzy palce. "Otworzy za trzy minuty?" "Za trzy godziny?" "Padna trzy trupy?" - zastanawialismy sie. Zinterpretowalismy jednak wskazowke na nasza korzysc i postanowilismy czekac. Przyjechali inni wedrowcy, rozpoznali Michala z tv i zaczeli mowic mu: "Jest pan swietny, panie Macku". Po 15u minutach stacja byla jednak wciaz zamknieta, beemką nadjechala grupa karkow i chlopcy zaczeli obawiac sie, ze zaraz dostaniemy wpierdol. Wyrwalismy wiec Michala z objec fanow i postanowilismy odejsc. Skumalismy tez: trzy palce oznaczaly "otwieramy o trzeciej". Bylo za dwadziescia pięc. No way.
Michal byl jednak nie zrazony. "Przeciez po drodze mijac bedziemy pierwsza stacje! Moze pani umyla grilla?!" Wszyscy potajemnie zbieramy material do scenariusza jakiejs krotkometrazowki, wiec z ciekawoscia zgodzilismy sie wrocic do naszej przyjaciolki.
Przed nami stalo dwoch kolesi. Na grillu pysznila sie jedna kielbaska. Zapewne pomyslicie teraz: "no i zarabie wam ja jeden z kolesi". Ale nie! Pierwszy kupil piwo i chipsy, drugi fajki i cole, i juz po chwili, Michal znalazl sie eye to eye z pania, a kolo nich - upragniona parowka.
Michal nie zdazyl sie nawet odezwac. Wokol bylo pusto. Pani, z triumfujacym usmiechem powiedziala:
- Ta kielbaska jest juz sprzedana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz